Wrocław, Park Popowicki
jeden wie jak zarządzać korporacją
druga potrafi budować mosty
trzeci wyrecytuje biblie, koran lub księgę umarłych z pamięci
czwarta włamie się do podrzędnego banku
piąty wymyśli kolejną ‘teorie względności’
szósta wie prawie wszystko o
a któryś z kolei wie wiórki, trocinki
…
…
…
Wiedzenie, takie, które pochodzi z głowy, z pracy umysłu to fajnie. To umysł zbudowała świat, mosty, wieżowce i miliard do kwadratyliona innych rzeczy. Wciąż to robi, nie ustaje. Równolegle więzi, w tym, co zbudowane.
To, co wiemy, umiemy, czy mamy pomaga, ale też zatrzymuje. Jeżeli wiesz, że się nie da, to się nie da. Choćby dlatego, oprócz sztuki wiedzenia warto też znać sztukę nie-wiedzenia. Wieloletni specjalista w czymś wie, że coś można zrobić tylko tak, a nie inaczej. Bo tak mówi doświadczenie, własny lub czyjś inny, ale szanowany autorytet. Dla takiej osoby, to święta racja. To też fajnie, pozwala zaoszczędzić czas i szybko zrobić coś w pewny, sprawdzony sposób. Równolegle, też nic dalej.
Jednak, wiedza nie jest stała, jest w ciągłym ruchu i powiązana z czasem. To, co dziś jest aktualne, stosowane, jutro będzie lamusem, a może i kpiną.
Kiedyś wiedziano, że Ziemia jest centrum kosmosu, a tacy, co próbowali powiedzieć „hej słuchajcie, to nie tak, to Słońce jest w centrum”, mieli kłopoty. Już dawno wiemy, że nawet Słońce nie jest środkiem kosmosu. To tylko jedna z gwiazdek, w jednej z galaktyk, i tak dalej.
Jeszcze nie tak dawno wiedziano, że komputery, telefony, no muszą mieć klawisze, no bo jak inaczej. „Przesuwanie palcem po szybce” idiotyzm, niedorzeczność.
Nawet w nauce, by mógł się z przyjąć nowy punkt widzenia, nowy paradygmat, to zwyczajnie wcześniejsi profesorowie muszą w wystarczającej ilości wymrzeć. Póki żyją i decydują, który młodziak w laboratorium dostanie fundusze na badania i dalszą karierę, to najnaturalniej, wręcz socjobiologicznie wybierają tych nieprzesadnie zmieniających ich punkt widzenia. W myśl dudnienia w głowie „dobrze, dobrze, odkrywaj coś nowego, ale po mojemu”.
Podobnie w dziedzinach uważanych przez naukę za niekonwencjonalne, niepewne. Te dziedziny szczególnie obecnie wzrastają, stają się coraz bardziej uprawomocniane u nas. Stają się wiedzą, punktem odniesienia. Czy to będzie TCM, tradycyjna medycyna chińska, czy wiedza o medytowaniu, energii, czy coś podobnego. To też nie jest tak trwałe, nobliwe i godne zacementowania.
Wiedzenie płynie i związane jest z czasem, w jakim znajduje się cała społeczność, ta lub inna, albo i cała cywilizacja ogólnie. Związane jest też z czasem indywidualnym. Gdy tak się przytrafi, że zadzieje się przeskok lub choćby dygnięcie w świadomości, to możliwe, że głupotą jest wyznawać i stosować dalej starą wiedzę. Jak dał przykład pewien człowiek z Azji, Siakjamuni. Szło to jakoś tak: wiedza jest jak łódź, może się przydać do przepłynięcia rzeki. Ale jak przepłynąłeś, to po co ją taszczyć po drugiej stronie brzegu. Trafisz na kolejną rzekę, to odkryjesz, zbudujesz nową. Może trafisz na morze i taszczona łódeczka, to będzie za mało i będziesz potrzebował statku. Z łódką jako bagaż cię nie zaokrętują.
Chyba najgorzej mają nauczyciele, ci którzy zbudowali i uzależnili swe życie od nauczaniu czegoś. Tacy mają trochę mniejsze szansę na podążenie za czymś nowym, co się w nich już od wewnątrz dobija. Za wiatrem „kolejnego kroku”. Zrobią to, ale później. Gdy mogą już odetchnąć i zrzucić z siebie, niczym wąż, skórę autorytetu, w którym poczuli się wygodnie, bezpiecznie.
Może i przychodzi taki czas, że wręcz trzeba spalić wszystkie zgromadzone książki. Zapomnieć wszystkie formy. Bo już się nie da nic z nich wziąć, poza balastem. Jest taki czas, że już nie da się z zewnątrz niczego nauczyć, choćby prawił, to sam Einstein, czy święte pismo, to lub inne. Jedynym źródłem wiedzenia staje się własne wnętrze. Głęboko skryta dziura wewnątrz serca. Brama do wszystkości.
Tak szczególnie jest, gdy chodzi o wiedzenie, o tym, co „ponadludzkie”, transcendentne. Niektórzy mówią, duchowe. O tym, co ziemskie, też, ale mniej kategorycznie i inaczej.
Esencja wiedzy jest poza tradycją, ale tak się jakoś dzieje, że przeróżne tradycje są jej nośnikiem. Bardzo pokrzywionym, topornym i smolistym. W sumie to są jedną wielką smolistą plamą z paroma opiłkami tego, o co chodzi. Nawet one, innymi słowy mówią to samo, lub podobnie: wyjdź poza umysł, wyjdź z głowy posłuchaj serca, usłysz głos Boga, Jaźni, Świadomości, Tao. Gdy, akurat dziś nie wychodzi, to chociaż wypij kakao.
Póki serce jest przymknięte, to pozostaje tylko głowa, umysł.
Dlatego jest na przykład w Indiach tradycja dżniana-jogi, jogi przez poznanie, ale też jest tradycja siddhów tamilskich, wskazujących, że ‘dżnianum bandehe’, poznanie (z umysłu) niewoli. W Chinach, i nie tylko tam, są ci co studiują księgi, oraz ci co idą w góry, do jaskiń, samotnych i dzikich miejsc. człowiek
W tradycji buddyjskiej jest bodhisattwa, a nawet i budda mądrości. Jest symbolem pełnej świadomości wszystkiego. Ukazuje się go z uniesionym nad głową i gotowym do ciecia płonącym mieczem. Jego ostrze rozcina iluzje niewiedzy, iluzje dualizmu, podziału na dwa (i dalej), na yin i yang (z których rodzi się świat „miliarda” rzeczy i zdarzeń) . Skoro rozcina dualizm, to rozcina też zwykłą wiedzę. Wiedzę światową, oraz część wiedzy duchowej. Nietknięte zostaje tylko to wiedzenie sprzed podziału na polaryzacje, yin i yang, we wszystkich, niekończących się ich odsłonach. To wiedzenie Chińczycy nazywają Wuji, to coś więcej niż Taiji. To pustka, która ma w sobie wszystko, również wiedze, niewiedze i „nad”-wiedze. To ona jest tym mieczem, kompletną świadomością.
Zasadniczo, to nie da się tego zapisać logiką umysłu. Dlatego wszelkie mówienie o tym, lub pisanie książek jest ograniczone, skazane na nieporozumienie.
dobrze jest wiedzieć jak wiedzieć
wiedzieć jak wzrastać w wiedzy
jak ją bronić, zachowywać, ale też
jak ją niszczyć, przemielić na trociny
po to, by znowu mogła się naradzać,
wciąż od nowa,
świeża, na nowym spleenie,
płynna, ruchliwa, działająca
gdy kostnieje, a to zupełnie naturalne, odwieczne koło życia
to warto, podobnie jak Mańdziuśri, mieć w ręce miecz
miecz, który jest wyostrzoną świadomością,
broniącą gęstniejącej klarowności,
tnącą to, co już nie działa, co stało się kulą u nogi
Wiedza wiedzą……………… dobrze ją mieć, a dla równowagi dobrze wiedzieć wiórki……… czyli umieć zostawić za sobą wszystko, co się mozolnie nauczyło…. Posiekać to na trociny…….. by mieć szansę….. zobaczyć inaczej…. może dalej.