You are currently viewing ZADUMA NAD CERTYFIKACJAMI, STOPNIAMI, DYPLOMAMI

ZADUMA NAD CERTYFIKACJAMI, STOPNIAMI, DYPLOMAMI

Osobiście, nie po drodze mi z szukaniem certyfikacji, zdobywaniem wyższych stopni mistrzowskich czy dyplomów. To zwyczajnie nie mój świat, nie mój sposób na życie.

Czasem jednak, jak się okazuje, sam się zaskoczę i wyjdę z dźwigni własnych zasad i poglądów. To dość uwalniające uczucie, być choć przez chwilę o ‘tę trochę’ mniej w niewoli, nawet niewoli siebie samego.

Zhong Yuan Qigong przywiózł do Polski z retreatów w Shaolinie mój nieżyjący już nauczyciel Qigong, wspaniały człowiek, neurolog dr Paweł Półrola. To Qigong, który uważam za szczególnie cenny i przemieniający, docierający bardzo głęboko w sferę energii, ciała i świadomości. Wiem, że potrafi przemienić jakość i czucie innych, bardziej powierzchownych Qigongów oraz innych dziedzin życia i bycia. 

Głównego nauczyciela Xu Mingtanga lubię i cenie. Mimo, że przewodzi dużemu międzynarodowemu stowarzyszeniu i jednak potrafi parę ‘niezwykłych rzeczy’, to nie widzę, by popadł w pułapkę „mistrzowania”. Pozostaje naturalnie zwyczajny, co akurat pasuje do mojej definicji prawdziwego mistrzostwa (nie ważne w czym).

Tak więc, taki dyplomik i dopełnienie formalnych uprawnień.

🙂🐧

.

.

.

 

ZADUMA NAD CERTYFIKACJAMI, STOPNIAMI, DYPLOMAMI

 

Jakby, być może współcześnie powiedział Szekspir…

 

to be certified or not to be

Dlaczego nie zwracać uwagi na certyfikaty, podwyższanie stopni mistrzowskich, mnożenie dyplomików?

To proste.

Stopnie mistrzowskie, zaświadczenia, dyplomy to coś pośredniego. Skrót i pewnego rodzaju pół-środek, bywa że dość szczerbaty. Coś co ma ‘wskazywać na’, informować o wiedzy, doświadczeniu i umiejętnościach.

Mają sens i są potrzebne w warunkach, gdy proces nauki danej dziedziny zachodzi na dużą, systemową skale. Są narzędziem niezbędnym, aby organizacje, stowarzyszenia mogły istnieć. Aby móc coś zmierzyć, ocenić i zachować kontrolę nad procesem nauki. Dopóki są czymś, jakby obok esencji danej dziedziny, to wszystko okej. Jednak czasy mamy takie, że stają się celem samym w sobie, albo czymś w rodzaju wyścigu. Wtedy zubażają daną dziedzinę i wypaczają motywacje.  

Naprawdę sprzyjająca edukacyjnie i rozwojowo sytuacja jest wtedy, gdy nauka zachodzi w małej grupie, być może dopiero kształtującej się lub z innych powodów nielicznej. Więzi między nauczycielem a uczniami są bliższe, często rodzinne lub w jakiś sposób bardzo przyjacielskie, niehandlowe (lub aspekt handlowy staje się drugorzędny). Wtedy nauka zachodzi również na poziomie „serc”, następuje transfer z serca do serca, z umysłu do umysłu. Wtedy nie potrzeba stopni, ani zaświadczeń. Uczniowie nie muszą dopasowywać się do programowego szablonu, a rolą mistrza jest obudzenie w podopiecznych ich wewnętrznego mistrzostwa, dla każdego unikalnego w trochę inny sposób.    

 

Jeśli dziedzina, w której odbywa się proces nauki nie jest tylko wykształcaniem zespołu właściwości i umiejętności ‘danego typu’, potrzebnych wyłącznie do powierzchownych, użytecznych celów i zadań (np. zachowania zdrowia, walki i obrony, jakiegoś rzemiosła), a porusza dodatkowo zrozumienie i objęcie wiedzeniem jak ‘to wszystko co jest’ funkcjonuje i „ma się”, to siłą rzeczy grono zainteresowanych kurczy się, a certyfikacje, czy zewnętrznie nadawane rangi lub poziomy zdają się być wyłącznie jakimś żartem. Wtedy, czy się chce lub nie, to naturalnie pojawia się i odsłania rodzaj intrygującej tajemnicy, ukrywania. 

W Tybecie, Bhutanie, czy Indiach istniało nawet coś w rodzaju tradycji „ukrytych jogów i joginek”. Chodzi o ludzi o prawdopodobnie wysokim stopniu realizacji, którzy żyją na pozór bardzo zwyczajnie, nie piastują wysokich funkcji i raczej stronią od zaszczytnych tytułów. Klasyczna biografia 84 mahasiddhów wymienia m.in.: Luipe, zjadacza rybich wnętrzności, Tantipe, starczego tkacza, Savaripe, łowcę, Khadgape, mistrza złodziei, Vyalipe, alchemika kurtyzany, Tantepe, hazardzistę, Kukkuripe, miłośnika psów, Godhuripe, łapacza ptaków, Vinape, miłośnika muzyki, Kalape, przystojnego szaleńca, Kantalipe, zbieracza szmat, Jayanande, mistrza kruków, Laksminkare, szaloną księżniczke, Manibhadre, wzorową żonę, Nirgunape, oświeconego kretyna, Darikape, króla-niewolnika świątynnej nierządnicy, Camaripe, szewca, Kumbharipe, garncarza.   

Jeśli takie dość odległe przykłady, i raczej z dawnych czasów są trudniejsze do uchwycenia, to można przywołać inne, bardziej współczesne. Niech będzie, że filmowe, gdzie przecież znacznie fajniej jest być nieznanym nikomu szarym ludkiem, ale jednak specjalsem od jakiejś wrażliwej roboty, o której nie można nikomu lub prawie nikomu się pochwalić niż generałem na paradzie w mundurku z klapami obwisłymi od ciężaru odznaczeń i medali. 

Współcześnie skoro już istniej i dominuje ‘kultura masowa’, to niech się na coś przyda. Pozwala na obrazowe, szybsze (bo skrótowe), dość fantazyjne i przyjemniejsze w odbiorze (bo przez zabawę jaką jest np. oglądanie filmów) zawieranie, ilustrowanie bardziej złożonych treści. To co chcę powiedzieć dobrze ilustruje ten film – Nikt (2021):

https://youtu.be/DkJlmc2_u0Q

https://www.facebook.com/photo/?fbid=6594710810569678&set=a.6594712957236130

Jest również coś perwersyjnie pociągającego w nieujawnianiu fajnych rzeczy o sobie, taki rodzaj skrytej satysfakcji podobnej trochę do tej jak u Golluma, zakrywającego swój „My precious!”. Jednak mocniejszej, przyjemniejszej i trwalszej niż ta płynąca z bycia cenionym za coś. Gwiazdy, tzn. tak zwane gwiazdy dowolnej dziedziny tlą się trochę, błyszczą i raczej szybko odchodzą. Może coś w tym jest, że sława czasem wypala ten tajemniczy ‘pozytywny potencjał’, który niektórzy nazywają ‘dobrą karmą’. 

Ukrywanie atutów kiedyś było też użyteczne i mogło zaważać o życiu i śmierci, wygranej lub przegranej. Chińskie rodziny kultywujące swoje sztuki walki, bo np. zajmowały się ochroną karawan kupieckich, aż do końca XIX wieku nie zdradzały swych technik, ani metod treningowych komuś spoza ścisłego kręgu. Większe szanse na wygraną ma ten, kto dobrze radzi sobie z uchodzeniem za fajtłapę i w skrytości rozwija swe właściwości, niż ten, który woli być sławny i łatwo obwieszcza, czego się nauczył.   

Przechodząc z obszaru zwyczajnej użyteczności bojowej na obszar rozwojowy, sięgający głębiej w stronę wyzwalania się, to jeśli chodzi o Qigong, nawet współcześnie rząd chiński promuje jedynie powierzchowne resztki tych nauk. Tylko te, które pozwalają poprawić zdrowie, a tym samym obniżają koszty państwa na opiekę medyczną. Opanowywanie energii i ciała tylko rozpoczyna się od odzyskiwania zdrowia i wzmacniania ciała. W swej pełni, Qigong prowadzi do zwiększania świadomości oraz każdej możliwej i niemożliwej wolności, a na to już rządzący, ani obecnie, ani w czasach dawnych przychylnie patrzeć nie mogą. Przywołując historie, jak w VIII w. pozyskiwane były z Indii nauki mahajogi, anujogi i atijogi do Tybetu, na myśl przychodzi scenariusz na dobry thriller lub dramat szpiegowski

Niezwiązywanie się certyfikatami, wysokimi stopniami oraz kierowniczymi funkcjami z żadnym z, tak naprawdę sztucznych i chwilowych systemów, pozwala na wolność, spontaniczność i naturalność indywidualnej kreacji danej sztuki i złączania jej z innymi podobnymi i tymi bardzo odległymi. Gdy się ma wysoką rangę i wysoką funkcje, to trochę już nie ma odwrotu i raczej bardziej trzeba być trybem w ustalonej machinie o takiej czy innej etykiecie. Oczywiście bywa do tego dołączona ideologia, która to tłumaczy, np. zachowywaniem dziedzictwa kultury, sztuki dla przyszłych pokoleń. Ale tak naprawdę, w skali więcej niż kilkudziesięciu lat i tak nie da się nic trwalej zachować. Sztuka, dziedzina i tak ulegnie zmianom pod wpływem bieżących wiatrów historii. Karate, nawet takie bogate, i tak zwane tradycyjne jak np. Goju Ryu, nie jest takie jak 100 lat temu. A te sprzed 100 lat nie jest dokładnie tym, czym były różne chińskie sztuki, z których zmieszania pochodzi. Tego się nie da zachować w oryginalnej postaci. Nie ma czegoś takiego jak oryginalna postać, jest ciągłe przepływanie. Można próbować kodyfikować, certyfikować, ale to czysta złuda, która po-‘majaczy’ przez kilkadziesiąt lat i naturalnie się przemieni, dostosuje do kolejnej epoki lub epoczki. Hierarchizacja służy tylko interesom doczesnym

No dobrze, to teraz odwrotnie.

Dlaczego zwracać uwagę na certyfikaty, podwyższanie stopni mistrzowskich, mnożenie dyplomików?

Zasadniczo to wystarczy jeden również prosty argument, który mógłby brzmieć jakoś tak:

 

„nie powinno się zawracać głowy ‘przyziemnymi’ dyplomami, stopniami, no chyba, że się chce, lubi i potrzebuje, wtedy można.”

Dyplomy, nagrody, puchary, stopnie, to jeden ze sposobów do pracy z dziećmi i młodzieżą. Pewnie całkiem fajny i motywujący. A jeśli ma się więcej lat i ma ochotę podkarmić swoje tzw. „wewnętrzne dziecko”, to też czemu by sobie bronić takiej frajdy.

Na systemy, certyfikaty, itp. można też popatrzeć jak żuraw na ‘truciznę’, albo tantryk na przeszkadzające emocje. Zamiast to odrzucać i stronić od tego, to można dostrzec w tym sposobność i użyć w sprytny sposób, jak coś odżywczego, lub jak lekarstwo, nektar. Niczego więc nie trzeba odrzucać, negować. Można rozpoznać, że skoro coś istnieje, to ma swoje miejsce istnienia i jest potrzebne. Wśród siddhów byli też utytułowani, królowie, np.: Indrabhuti, Songtsen Gampo, czy Trisong Detsen; uczeni, np.: Nagardżuna,, Wasubandhu, Santipa, czy Vimalamitra.  

W Zhong Yuan Qigongu fajna jest rozpiętość zrozumienia. W obecnych czasach jest nauczany w wielu krajach przez dość duże stowarzyszenie, odwołujące się do starożytnych nauk o około 7000-letniej historii. W jego skład wchodzą trzy główne obszary: 1) system rozwoju ciała-energii i świadomości (uporządkowany współcześnie w pięć poziomów), 2) bardzo ciekawy system uzdrawiania ‘Image Medicine’ (Medycyna Obrazowa) oraz 3) tajemniczy, ponadnormatywny system nabywania i przekazywania wiedzy, zdolności i właściwości określany jako ‘Knowledge Transplantation’ (Transplantacja Wiedzy).

Pierwsze trzy poziomy, zwane: relaksacją, ciszą i pauzą prowadzą do odzyskania zdrowia, poczucia szczęścia i ‘bogactwa’ (realizacji siebie w tym kierunku w jakim się chce). ‘Relaksacja’ likwiduje powierzchowne oraz bardzo głębokie napięcia, co uwalnia od chorób. Rozwinięcie ‘ciszy’ w umyśle, w pierwszej kolejności uwalnia od boksujących, nieskoordynowanych myśli, które zazwyczaj są przyczyną poczucia niezadowolenia. W ten sposób wraz z coraz większą, łatwiej i trwalej osiąganą ‘ciszą’, wzrasta poczucie szczęścia w umyśle oraz poczucia błogości w ciele. Gdy ‘cisza’ dalej się rozwija, to w pewnym momencie przechodzi w tzw. stan ‘pauzy’. Wtedy bardzo zwalnia oddech, a w pewnym momencie całkiem ustaje. Ustaje też praca serca. Jest to ten moment w medytacji, w którym świadomość, zazwyczaj zamknięta w puszce naszego ciała i mózgu, może wyjść do obszarów, które są zazwyczaj całkiem niedostępne i w jakiś sposób ‘mityczne’. Domena odległych, niezwykłych opowieści i legend. Od drugiego poziomu mogą się też powoli rozwijać niecodzienne ‘zmysły’, które tutaj określa się takimi nazwami jak, np.: „trzecie oko”, trzecie ucho”, „drugie serce”. To wszystko fajnie, ale do bardzo znacznej poprawy codziennego życia w zupełności wystarcza pierwszy poziom i odrobina drugiego – czyli uwolnienie od napięć, chorób, myślowego bałaganu i poczucia niezadowolenia. To bardzo dużo.

‘Niezwykłości’ można sobie odstawić w poczekalni, do czasu jak bardziej zaintrygują lub naturalnie zjawią się ciekawe doświadczenia, które nas na to otwierają. Skłaniają do dalszego pobadania. 

Rozpiętość jednak tu jest i to bardzo duża, bo kolejne, wyodrębnione współcześnie dwa poziomy: ‘mądrość’ i ‘prawda’, rządzą się zupełnie odmiennymi prawami. Do ‘pauzy’ – pogląd i metodologia jest uporządkowana, formatywna. A później – coraz bardziej, aż w końcu całkowicie wymyka się jakimkolwiek procedurom, instrukcjom, algorytmom. Więc, aż do momentu, gdy jest namacalny ‘sens’, to najczęściej nie ma sensu o tym spekulować. No chyba, że potraktuje się to z fun’em jako jakąś bajkową, fantastyczną, relaksującą perspektywę, która „kto wie, wtedy, gdy wtedy, może kiedyś coś”.

Na szczęście, na to już certyfikatów nie ma, a jakby były, to wspaniale nadawały by się na rozpałkę do kominka.   

.

.

Linki do artykułów o Zhong Yuan Qigong:

 

Od stanu ciszy do stanu pauzy w Zhong Yuan Qigong, retreat moskwa, 21-29 maj 2018, Xu Mingtang

http://www.qigong108gates.pl/od-stanu-ciszy-do-stanu-pauzy-w-zhong-yuan-qigong-retreat-moskwa-21-29-maj-2018-xu-mingtang/

 

Chińska Medycyna Obrazowa, Profesor Xu Mingtang i jego aktualna działalność

http://www.qigong108gates.pl/chinska-medycyna-obrazowa-profesor-xu-mingtang-i-jego-aktualna-dzialalnosc/

 

Bojowa Brama Qigong. Opowieść o Kimnarze – księciu, pomocniku kuchennym, bodhisattwie, strażniku klasztoru Shaolin oraz o bojowych i medycznych tradycjach rodziny Xu

http://www.qigong108gates.pl/bojowa-brama-qigong-opowiesc-o-kimnarze-ksieciu-pomocniku-kuchennym-bodhisattwie-strazniku-klasztoru-shaolin-oraz-o-bojowych-i-medycznych-tradycjach-rodziny-xu/